Dyrektywa potocznie nazywana ACTA 2 (Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie praw autorskich  na jednolitym rynku cyfrowym) zgodnie z jej założeniami, ma na celu  uregulowanie aktualnych problemów dotyczących ochrony praw autorskich  w środowisku internetowym.

Dotychczas wszelkie próby wprowadzania regulacji prawnych dotyczących przestrzeni Internetu, spotykały się z wieloma protestami jej użytkowników, zwłaszcza gdy  procedowane regulacje prawne dotykały kwestii kolizji praw podstawowych (prawo do prywatności, prawo wolności wyrażania siebie, prawo do swobody twórczej, wolność wypowiedzi, wolność słowa) z prawami o charakterze finansowym (zazwyczaj przynależnych znacznej wielkości instytucjom) Ocena takich regulacji winna być dokonana pod kątem ich adekwatności, proporcjonalności i skuteczności przy osiągnięciu zamierzonego celu. Nadto ocenie powinno podlegać także to, czy wprowadzone regulacje nie będą prowadzić do efektu zamrażającego (chilling efect) przy korzystaniu przez jednostki z przysługujących jej praw podstawowych  (chronionych prawem międzynarodowym,  czy też prawem krajowym).

Czy krytyka w odniesieniu do Dyrektywy ACTA 2 jest krytyką słuszną?

Przede wszystkim, wskazać należy, iż w Parlamencie UE głosowano nad jej projektem uzupełnionym o ok 250 poprawek. Oczywiście, to że pewne poprawki naniesiono nie powoduje  automatycznie, że Dyrektywa w obecnym kształcie nie prowokuje do stawiania pytań o kształt Internetu po Jej ewentualnym wejściu w życie, jak i poddawania ocenie przewidzianych rozwiązań. Przejdźmy do analizy dwóch kluczowych problemów – rzekomego „podatku od linkowania” (art. 11 i 12 Dyrektywy ACTA 2) oraz  obowiązku filtrowania treści przez dostawców usług społeczeństwa informacyjnego (art. 13 Dyrektywy ACTA)

Koniec bezpłatnego linkowania przez użytkowników Internetu to przekłamanie.

Wspominany art. 11 Dyrektywy dotyczy wprowadzanego do systemu ochrony praw autorskich w środowisku cyfrowym –  prawa pokrewnego wydawców prasowych  w zakresie zwielokrotniania i  publikacji prasowych w środowisku cyfrowym  ustalając czas trwania tego prawa na 5 lat (skrócono okres z lat 20), z zastrzeżeniem jednak, że prawa wydawców nie mogą naruszać praw autorów i praw innych podmiotów do utworów wchodzących w skład publikacji prasowej wydawcy.

Zgodnie z postanowieniami Dyrektywy wydawcy publikacji prasowych będzie przysługiwać prawo stosownego wynagrodzenia od dostawców usług społeczeństwa informacyjnego (information socjety service providers), a więc nie od użytkowników końcowych.

Jednoznacznie wskazano również w Dyrektywie, że dzielenie się linkami, również opisanymi pojedynczymi słowami, nie będzie stanowiło naruszenia praw wydawcy do cyfrowej publikacji prasowej, a w związku z faktem, iż takie wyłącznie nie zostało ograniczone podmiotowo, wydaje się, że nie będzie stanowiło naruszenia praw wydawcy także dzielenie się linkami przez dostawców usług społeczeństwa informacyjnego (choć tę kwestię, patrząc na linię orzeczniczą TSUE należy rozstrzygać ad casum).

Także w motywie 33 do Dyrektywy ACTA 2 jednoznacznie wskazano, że linkowanie nie  będzie stanowiło naruszenia praw wydawcy cyfrowej publikacji prasowej. Nie będzie stanowiło także naruszenia praw wydawcy przytaczanie faktów podanych w cyfrowych publikacjach prasowych. (art. 11 pkt 2a ACTA 2).

Czy zatem w świetle powyższych ustaleń, obawy dotyczące podatku od linkowania należy uznać za zasadne? Czy taka konstrukcja stanowi niebezpieczeństwo dla praw podstawowych użytkownika końcowego? Wydaje się, że obawy są zdecydowanie przesadzone.

Po pierwsze, prawo wydawcy do publikacji prasowej (cyfrowej) nie jest konstrukcją nową dla prawa autorskiego (czy to międzynarodowego czy krajowego), bowiem  podobne prawa pokrewne funkcjonują w systemie prawnym od dawna (prawo producenta fonogramu). Zagwarantowanie stosownego wynagrodzenia wydawcy prasowemu, za korzystanie z jego „pracy” przez dostawców usług społeczeństwa informacyjnego (np. Youtube) należy uznać  jako działanie ze wszech miar słuszne.

Po drugie, ponownie należy jasno wskazać, że wspomniana regulacja odnosi się wyłącznie do dostawcy usług społeczeństwa informacyjnego, a nie do zwykłego użytkownika Internetu.

Po trzecie i najważniejsze – jednoznacznie wskazano, że prawo wydawcy cyfrowej publikacji prasowej nie dotyczy czynności linkowania, nawet opisanej pojedynczymi słowami.

Po czwarte, zauważenia wymaga fakt, że wprowadzone prawo nie powoduje wyłączenia stosowania istniejących od dawna instytucji prawa autorskiego jak prawo cytatu, dozwolony użytek prywatny czy też publiczny.

Po piąte,  z przyjętej linii orzeczniczej TSUE jednoznacznie wynika, iż linkowanie przez użytkownika końcowego nie stanowi, co do zasady naruszenia praw autora czy innego podmiotu praw autorskich (np. po wejściu dyrektywy – praw wydawcy cyfrowej publikacji prasowej). Jako przykład rozważań nad legalnością linkowania można wskazać na opinię Rzecznika Generalnego w sprawie C-160/15, tj. GS Media BV przeciwko Sanoma Media Netherlands BV, Playboy Enterprises International Inc., Britt Geertruida Dekker. Również na gruncie polskiego orzecznictwa linkowanie było poddawane badaniu pod kątem legalności w odniesieniu do praw autorskich, np. przez Sąd Apelacyjny w Warszawie w wyroku z 7 maja 2014 r. sygn. akt I ACa 1663/13.

Filtrowanie działań użytkowników przez dostawców usług społeczeństwa informacyjnego może stanowić naruszenie praw podstawowych. (art 13 ACTA 2)

Filtrowanie działań użytkowników sieci Internet w aspekcie ochrony praw własności intelektualnej nie jest nowym pomysłem. Trzeba przyznać jednak, że Dyrektywą ACTA 2 dokonano pewnego zawężenia zakresu tego sposobu na walkę z cyberpiractwem, bowiem obowiązek filtrowania  nałożony został na dostawców usług społeczeństwa informacyjnego (nie jest to podmiot tożsamy z ISP, choćby ACTA 1 również przewidywała filtrowanie działań użytkownika sieci Internet, jednak tego filtrowania miałyby dokonywać ISP – dostawcy usługi internetowych czyli omijając nazwy marketingowe – podmioty dzięki którym mamy dostęp do sieci).

Zgodnie z definicją ustaloną w Dyrektywie  – dostawcą usług społeczeństwa informacyjnego jest podmiot którego głównym celem jest przechowywanie i umożliwianie dostępu opinii publicznej do znaczącej ilości materiałów chronionych prawem autorskim lub innych chronionych „elementów” przesłanych przez użytkownika. Z definicji wyłączono mikroprzedsiębiorstwa i małe przedsiębiorstwa, oraz usługodawców działających w sposób niekomercyjny, np. encyklopedie internetowe (Wikipedia). Co ważne w motywie 38 Dyrektywy wskazano, iż odpowiedzialność dostawców usług społeczeństwa informacyjnego nie rozciąga się na czynności linkowania.

Dyrektywa zawiera również wskazania co do podjęcia stosownych – odpowiednich, proporcjonalnych i skutecznych technologii rozpoznawania treści przez dostawców usług społeczeństwa informacyjnego, z zastrzeżeniem konieczności wdrożenia stosownych mechanizmów odwoławczych dostępnych dla użytkowników w przypadku sporów dotyczących przewidywanych mechanizmów ochrony praw autorskich.

Zagrożenia.

Jak wspomniano widoczny jest progres w podejściu Prawodawcy do zakresu filtrowania działań użytkownika w Internecie. Wydaje się, że obowiązek filtrowania treści przesyłanych przez użytkowników usług społeczeństwa informacyjnego został ograniczony w analizowanej Dyrektywie do minimum. Jednak nawet przy takim założeniu nie ulega wątpliwości, że każda aktywność użytkowników Internetu przy korzystaniu z usług społeczeństwa informacyjnego oferowanego przez dostawcę  – będzie podlegała stałej kontroli z ryzykiem arbitralnej (choć z przewidywaniem procedury odwoławczej) ingerencji przed podmiot trzeci w treści publikowane przez użytkownika Internetu, tym bardziej, iż jest to kontrola o charakterze prewencyjnym.

W takim ujęciu nie są pozbawione sensu obawy przed tym, iż takie rozwiązanie kwestii ochrony praw autorskich w środowisku cyfrowym może stanowić ingerencję  takie prawa podstawowe jednostki jak: wolność przepływu informacji i wyrażania opinii; wolność sztuki i badań naukowych; prawo do edukacji a także prawa do własności intelektualnej. Z pełnym zdecydowaniem można  stwierdzić, że proponowana Dyrektywa będzie miała wpływ zamrażający na korzystanie z w/w praw przez użytkowników w sieci Internet, bez odpowiedzi pozostaje pytanie – w jakiej skali.

Trudno także przyjąć, iż możliwe jest stworzenie skutecznego, bezbłędnego algorytmu, który na poziomie całej Unii Europejskiej będzie w stanie uwzględnić wszelkie funkcjonujące w systemach praw autorskich instytucje (na poziomach krajowych): prawo cytatu, dozwolony użytek, karykatura, parodia, pastisz, licencje Crative Commons, etc., czy wreszcie, uwzględniające uzyskanie stosownych licencji na korzystanie z przedmiotów praw własności intelektualnej przez użytkownika.

Trzeba również zauważyć, iż rozwiązania przyjęte w Dyrektywie adresowane są przede wszystkim do gigantów internetowych, które co do zasady swój zysk opierają na korzystaniu z elementów dostępnych w Internecie. Nie mniej, można się zastanawiać, czy słuszne jest przerzucanie kosztów ochrony praw autorskich konkretnych podmiotów w środowisku cyfrowym na usługodawców, bowiem to oni będą ponosili koszty stworzenia odpowiednich algorytmów, funkcjonowania odpowiednich działów, zatrudnienia dodatkowych pracowników. Oczywiście kwestia obowiązku opłacenia stosownych licencji  (np. przez  właściwie organizacje zbiorowego zarządzania) wydaje się działaniem jak najbardziej słusznym, wpisującym się w prawo podmiotu do wynagrodzenia za korzystanie z jego własności intelektualnej. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że wysokość tych licencji będzie uwzględniała to, że rozpowszechnianie treści  przez użytkowników usług społeczeństwa informacyjnego może być tak naprawę działalnością promocyjną dla danego wydawcy, a  więc w pewien sposób stanowić ekwiwalent wynagrodzenia.

Warto zauważyć, iż rynek cyfrowy niejednokrotnie pokazał już, że sam jest w stanie zagwarantować sobie profity z korzystania z jego własności przez społeczność internetową. Takimi rozwiązaniami są wszelkie platformy VOD, aplikacje muzyczne: Spotify, również wydawcy prasowi wprowadzili opłaty abonamentowe, jednorazowe do publikacji cyfrowych.

Koniec z memami do porannej kawy? 

Na zakończenie czas przejść, do kwestii kluczowej z punktu widzenia przetrwania ludzkości – czy memy zostaną zakazane?

Mam smutną odpowiedź – memy (ich znaczna większość) co do zasady „nielegalne” są od zawsze.

Tak naprawdę Dyrektywa ACTA 2 nie wprowadza żadnych nowych uregulowań dotyczących tej formy ekspresji, a może inaczej – innych uregulowań niż w przypadku każdej innej formy ekspresji praktykowanej  w Internecie.

„Legalność” memów winna być oceniana  w kontekście ogółu przepisów dot. prawa autorskiego. Tym samym, o ile mem można uznać za utwór w rozumieniu prawa autorskiego, to wykorzystanie w nim  zdjęcia (lub ogólnie każdego innego utworu), które np.: nie znajduje się w domenie publicznej; stanowi utwór w rozumieniu prawa autorskiego; nie korzysta z dobrodziejstwa licencji Crative Commons, nie wpisuje się w prawo cytatu, parodii, pastiszu; jako utwór zależny nie został rozpowszechniony za zgodą autora utworu pierwotnego, to taki mem będzie stanowił naruszenie praw danego podmiotu do którego przynależą prawa autorskie wykorzystanych w nim elementów, jednym słowem będzie „nielegalny”.

Wnioski

Z konkretnymi ocenami Dyrektywy trzeba poczekać do faktycznego wdrożenia jej przepisów oraz przepisów wykonawczych. Nie mniej jednak większość obaw w stosunku do Dyrektywy ACTA 2,  które ujawniają się w przestrzeni publicznej jest zdecydowanie przesadzona. Myślę, jednak, że można pokusić się o stwierdzenie, iż biorąc pod uwagę dynamizm z jakim rozwija się Internet, „zaradność” jego użytkowników, zanim analizowana Dyrektywa wejdzie do porządku prawnego, w wielu aspektach może stracić na aktualności. Tak jak stało się to w przypadku np.: francuskich ustaw Hadopi,  czy też brytyjskiego Digital Economy Act.

 Autor: adw. dr Fabian Świder